Przez oddech dnia biegł w to miejsce i chciał tam pozostać.
Na miejscu oddychał już nie dniem, a szybkim snem.
Gdy noc się zbliżała rozpalał się bo dała mu słowo.
Trzepot skrzydeł, miłość, strach.
Dostał bo tak mocno chciał.
Stary klucz, żarzący przewodnik na podmokłych schodach.
Opuszczona księgarnia na prawo, a na lewo podłoga gołębich odchodów.
Zamknięte oczy, wtuleni w siebie.
Stary strych, idę jutro, dziś, wczoraj u Ciebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz