Me łzy czekają na deszcz, z którym mogłyby dotrzeć brudnymi ulicami tego mrocznego listopada do twych dłoni.
I chciałbym zapukać do braci swych cichych pomieszczeń, którzy marnują czas bluźniąc bezruchem.
Me nieme słowa spływają po parapecie i upadają długo.
Nawet wiatr nie dźwignie ich!
Nie przemieni w list, w dźwięk, który rozproszy chmury w cokolwiek byle gwiazdy blaskiem swym u każdego z was zdarły tę padlinę z okien.
Pada!
Kolejny list bez nazwiska, bez adresu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz