W momencie
kiedy wychodzę z bloku, wychodzę zza bloku.
Wiatr, wiatr
przynosi mi wspomnienia w postaci zapachu.
Zapach z
przed dwudziestu lat kiedy to byłem małym uczniem.
Kiedy to
wracałem ze szkoły w jesienne popołudnie, powietrze
pachniało tak
samo jak teraz przez ten ułamek sekundy.
Przechodząc prze
pasy widzę matkę z dzieckiem na chodniku.
Dziecko może
ma pięć lat, wchodzi na murek trzymając mocno i
ufnie matkę
za rękę.
Zaczyna
padać deszcz.
Jesień,
ponuro, ale jeszcze nie tak zimno.
Dziewczyna z
psem pod drzewem niezbyt zadowolona patrzy w moją stronę.
Ja uśmiecham
się, ale nie do niej, to przez deszcz.
Kilka kroków
dalej zobojętniały mężczyzna siedzi na ławce obok swojego leżącego roweru.
Ociężałą głowę
trzyma tuż nad puszką piwa.
W mojej
głowie muzyka…
Zatrzymuję się
i wchłaniam obrazy.
Deszcz na
mojej twarzy, która uśmiecha się od wewnętrznej strony.
Ręka w mojej
kieszeni zaczyna być wilgotna, mokra i to nie tylko od trzymania
trzech złoty
i dwudziestu dwóch groszy, ale od deszczu.
Reakcja…
Idę dalej
obserwując jak kolor drogi, która rozwija się przed moimi oczami
zmienia się.
O czym myślę
w tej chwili?
Przemierzam już
sam nie wiem, który raz tą drogę.
W sumie
nigdy nie liczyłem.
Te same patrzące
bloki, kamienice.
Ten sam przygnębiający
cel podróży z małą iskierką nadziei, że będzie
inaczej.
Co raz
częściej widzę ludzi, którzy jak mnie mijają okazują się być kimś innym
niż widziałem
przed chwilą.
Bez celu…
Czas powrotu
i ten smutek, który zawsze wie kiedy ma się włączyć.
Idę!
Wracając znowu patrzę na te same rzeczy tak jakby
dopiero wyrosły.
Często zakładam
się ze sobą, że tym razem skręcę i pójdę w inna stronę, że
pokaże sobie,
jestem inny.
Zawsze mi się
nie udaję i zawsze mam wyrzuty sumienia.
Odczuwam strach,
strach przed przebudzeniem mojej pamięci.
Staram się
zasnąć stojąc jeszcze przed drzwiami.