Czasami ta cisza jak niedopita wódka co w kuchni wietrzeje, paruje
mi w uszach.
Wtedy pod prysznicem uparcie zmywam lęk, dokładnie, powoli z
nadzieją, że
wydrapie go i spłynie z krwią.
wydrapie go i spłynie z krwią.
Pocięty na twarzy wracam do pokoju, zostawiłem śmierć w
umywalce.
Nie zasypiam na plecach
bo nóż mi przeszkadza, przytulam dźwięki.
Wymieszały się
zapachy, nie pozwalają spać i nie wiem
co gorsze?
Nie czuć nic?
Czuć siebie?
Czuć ciebie?
Nie zakręcam butelki
po wylanym strachu i smutku, Twoim.
Rano Jezus znowu zamieni wino w wodę.
Zakręć już kran.