wy świnie przeżarte lenistwem
co krawatem krew z oczu wycieracie
wy kurwy gnijące w ścieku życia
co swym ciałem zarabiacie
i poeci syci w ślinotoku nad kartką padają
cała obora Polska pospolita
gdzie w łapę ciągle dają
i ty gnijący od środka
co w niedzielę ręce unosisz
i ty też z gównem na ustach
co na kolanach prosisz
artysto kolorowy co szarością dupę wycierasz
i ty mecenasie co sztukę ze skóry obdzierasz
koledzy tak przychylni co zawsze racje mają
i ci nieomylni co z mózgiem w alkoholu pływają
hieny wiecznie głodne co jęzorem czyszczą do kości
i żywot pański co w dzień wypłaty kupuje trochę miłości
niedobitki pod sklepem ku chwale ojczyźnie
okręt z marzeniami co utknął na mieliźnie
i ty autorze tego wierszyka co kurwami plujesz
samotność dokarmiasz a potem żałujesz
oszukujesz ciszę leżąc w agonii
może ktoś zapuka zanim cię dogoni